piątek, 11 kwietnia 2014

z cyklu - Fragmenty większej całości



Pomysł, by wymyślać alternatywne zakończenia Moby Dicka, przyszedł mi do głowy, kiedy badałem archiwa „Bractwa Harpunników z Nantucket”



Bractwo nie było liczne, ale miało swoje sekretne kody, znaki i sygnały. Corso i Le Pont, Makarowa z tą „swoją męską, surową nordycką twarzą" i zazdrosna Zizi, o której nie wiadomo wiele więcej, poza tym, że stała za kontuarem baru.

Przed wejściem zawsze należało pukać trzy razy … , albowiem

„Trzy uczyniono nakłucia w pogańskim ciele i tak zahartowany został grot na białego wieloryba…”


Za drzwiami, ale cześciej w barze, Corso i Le Pont wymyślali kolejne wersje Moby Dicka.
Aruro Perez-Reverte  opisał, to szczegółowo w "Klubie Dumas" - Roman Polański zrealizował na podstawie powieści film.  Ale ten epizod się nie załapał :)


„Izmael spisuje historię, wkłada rękopis do uszczelnionej trumny i tonie wraz z resztą załogi „Pequoda”. Jedynym ocalałym rozbitkiem jest Queequeg, dzielny harpunnik bez pretensji intelektualnych. Z czasem uczy się czytać i pewnego dnia pogrąża się w lekturze opowieści swojego towarzysza. Okazuje się, że jej treść i jego własne wspomnienia zupełnie się nie pokrywają. Siada wiec i zaczyna pisać własną historię od słów „Imię moje Queequeg”, a całość tytułuje Wieloryb.
Z zawodowego punktu widzenia harpunnika Izmael był pedantycznym erudytą, który naginał wydarzenia do własnej wizji. Moby Dick nie jest żadnym potworem, tylko, ot, waleniem jak tyle innych, a wszystkiemu winny jest niekompetentny kapitan z zachwianą hierarchia wartości: przedkłada prywatę ponad zakontraktowane dostawy baryłek tranu –„a, co to ma za znaczenie, kto mu wyrwał nogę”, pisze Queequeg.



Moja wersja zakończenia powstawała w czasach, kiedy zamieszkałem w lesie, by „przepracować” swoją najciekawszą życiową porażkę , jak wiele innych ważnych momentów wpisywała się w tło opowieści o białym wielorybie. Przeniosłem elementy tej historii do współczesności, która jeszcze nie tak dawano, była całym moim życiem. 

Co, by było, gdyby tę opowieść  uwspółcześnić?

Co, by było, gdyby Starbuck, jednak się „przełamał”, zwalczył swoje strachy, ograniczenia i zbuntował się przeciw Ahabowi (mimo, że darzył go szacunkiem) i doprowadził do jego aresztowania?  ( nie wierzę ,żeby był zdolny zabić go z muszkietu, który trzymał w rękach tej nocy ) 


Co, by się działo,wtedy ?
Ahab w areszcie. Związany, miota się w hamaku, jak tuż po tym, gdy Moby Dick  pozbawił go nogi.

„Pequod”  kończy łowy i wraca cały do portu. Starbuck schodzi z pokładu z zostaje „pszczelarzem” z dala od Nantucket. Ahab po burzliwym procesie ( powołuje się na "casus" Wiliama  Bligh'a ) odzyskuje statek (także dzięki temu, że w drodze powrotnej Starbuck zapełnił ładownie olejem polując "tylko" na wieloryby)

Dostaje  pod komendę "Pequoda" lub inny statek i z kolejną załogą, Fedallahów postanawia kontynuować pościg. Okazuje się jednak, że tym razem, to Fedallah przejmuje dowodzenie i zmienia "Pequoda"  w statek w przetwórnię, żeby handlować mięsem wielorybów z Japończykami i Islandczykami. 
Zarabia na tym krocie, które inwestuje w derywaty na Wall Street. Starci wszystko w 2008 po bankructwie Lehman Brothers .
Jedyne pojedynki, które przypominają dawane łowy, to bitwy na strażackie węże, które toczy z wojownikami z Greenpeace.  .... 



1 komentarz: