wtorek, 1 marca 2016

Moby Tweet w nowy sezonie


" Lewiatan szlak za sobą ciągnie połyskliwy."
Herman Melville - Moby Dick - "Wyjątki"
 


Jak zawsze będziemy namawiać do lektury Moby Dicka.


Tym razem z niewielką pomocą przyjaciół  ;)

Dziś Bohumil Hrabal.  

   
Wybierzemy się do kilku miejsc związanych z opowieścią Melville'a.


 Zaczynamy o poranku w Nantucket ; )    


W nowym sezonie nadal cieszy nas ta wielorybnicza wyprawa Izmaela. 
"Z tych to powodów cieszyłem się na wyprawę wielorybniczą; olbrzymie śluzy świata cudów rozwarły się przede mną
a pośród fantastycznych wyobrażeń, które skłoniły mnie do powzięcia tego zamiaru, dwa, właśnie dwa zapadły mi w głąb duszy:
nieskończone zastępy wielorybów, a w samym ich środku jedno ogromne, zakapturzone widmo, podobne do śnieżnej góry wznoszącej się w powietrzu."
                                                                           Herman Melville - Moby Dick - "Miraże"



wtorek, 26 stycznia 2016

Biały wieloryb i demokracja


Kwiecień 1831. Herman Melville ma 12 lat. Dopiero w 1839 wypłynie w pierwszy rejs do Liverpoolu. W 1840 roku wyruszy na pokładzie wielorybnika „Acushnet” w długą (pełną zwrotów akcji) podróż na Pacyfik. Amerykańska demokracja liczy sobie wtedy 55 lat. (1776-1831)  

Melville - jak wiadomo, (kto wie, ten wie;) zaszyfrował w gęstej plątaninie wątków „Moby Dicka” różne metaforyczne i symboliczne opisy, tego, jaka była Ameryka. Jak twierdzą znawcy tematu – nawet to, ku czemu zamierzała. Wspominałem już o „kodzie genetycznym Ameryki” opisanym przez Nathaniela Philbricka. Istotnie, coś w tym jest. No, ale żeby się przekonać trzeba MD przeczytać.;) 

Natomiast, żeby dowiedzieć się więcej ojczyźnie Melville’a, warto poznać pogląd pewnego młodego Francuza, badacza i obserwatora demokracji.  Wrażenia i wnioski z podróży, którą odbył w roku 1831 do ojczyzny autora „Moby Dicka” zatytułował: „O demokracji w Ameryce”  

Ameryka Hermana Melville'a i jej 55-letnia demokracja widziana oczyma 26 - letniego Francuza. 

 Nadal bardzo aktualne.  Zdałoby się przeczytać ; Albowiem, jak mówił Mark Twain:

It ain’t what you dont know that gets you in to trouble.
It’s what you know for sure that just ain’t so.
To nie to, czego nie wiesz, wpędza Cię w kłopoty.
W kłopoty wpędza Cię to, czego jesteś pewien, a okazuje się nieprawdą.  
 Alexis de Tocqueville „O demokracji w Ameryce”, PIW 1974, tłumaczenie Marcin Król 
 Wybrane ze wstępu: 
„W pierwszej części tej książki próbuję, więc, ukazać kierunek, jaki demokracja w naturalny sposób nadała prawom, z chwilą, gdy została pozostawiona sobie samej i nieomal całkowicie wydana na pastwę swoich instynktów; ukazać sposób działania, jakie narzuciła rządowi, oraz w ogóle kontrolę, jaką sprawowała nad wszystkim sprawami społecznymi. Analizowałem gwarancje, przy pomocy, których Amerykanie zapewnili sobie możliwość kierowania nią, zastanawiałem się nad tymi, których zaniedbali, i starałem się zrozumieć, co pozwala demokracji rządzić społeczeństwem”.   
„W drugiej części postanowiłem opisać wpływ, jaki równość możliwości i rządy demokracji wywierają na społeczeństwo, jego idee, zwyczaje i obyczaje”.    
„Przyznaję, że w Ameryce dostrzegłem coś więcej niż tylko Amerykę, ponieważ dopatrywałem się w niej wizerunku demokracji, jako takiej, jej skłonności, jej charakteru, jej przesądów i jej namiętności. Chciałem ją poznać, po to, by wiedzieć przynajmniej, czego się możemy po niej spodziewać i czego z jej strony obawiać”. 


„Instytucje demokratyczne rozbudzają namiętność równości, i schlebiają jej, nigdy jej w pełni nie zaspokajając”.   

Co ciekawe, zdaniem Tocqueville'a demokrację można wychowywać:
 

„Wychowywanie demokracji, ożywianie, na ile to możliwe, jej przekonań, oczyszczanie jej obyczajów, panowanie nada jej odruchami, stopniowe zastępowanie jej niedoświadczenia przez znajomość spraw publicznych, a jej ślepych instynktów przez świadomość prawdziwych interesów, dostosowanie jej rządów do czasu i miejsca, zmienianie ich stosownie do okoliczności i ludzi – oto pierwszy spośród obowiązków nałożonych w naszych czasach na tych, którzy rządzą społeczeństwem.”  

Ostatni akapit wstępu dzieła Alexisa jest wezwaniem do samodzielnego myślenia.
 

„Kończąc, sam pragnę zwrócić uwagę na to, co wielu czytelników uzna za główna wadę tej książki. Nie staje ona po niczyjej stronie. Nie pisałem jej z zamiarem służenia jakieś partii, lub bronienia kogokolwiek. Chciałem sięgnąć wzrokiem dalej niż czynią to partie. Kiedy one myślą o jutrze, ja chciałbym myśleć o przyszłości."
Wszyscy powinniśmy. 

Moby Dick o demokracji i demokratach

Tylko cztery razy, Melville w Moby Dicku wspomina (w różnych aspektach), 
o demokracji i demokratach 

Jest coś o tym, jakim demokratą jest Ahab.

Jest fragment o demokratycznym Bogu, którego narrator prosi o wsparcie. Jest o dostojeństwie demokratycznym.

 Także o tym, co (lub raczej, kto) jest jądrem i granicą demokracji. 

Ale najbardziej podoba mi się fragment o zasługach wielorybników w ustanawianiu demokracji :)
Dopokąd wielorybnictwo nie okrążyło Przylądka Horn, żaden handel prócz kolonialnego, żadne stosunki prócz kolonialnych nie były utrzymywane między Europą a długim szeregiem zasobnych prowincji hiszpańskich na wybrzeżach Pacyfiku.
To łowca wielorybów pierwszy przełamał zachłanną politykę korony hiszpańskiej wobec tych kolonii; gdyby tylko miejsce pozwalało, można by tu jasno wykazać, jak to dzięki owym wielorybnikom doszło na koniec do oswobodzenia Peru, Chile i Boliwii z jarzma starej Hiszpanii i do ustanowienia w tych krajach wieczystej demokracji.

    
W 1835 roku Tocqueville pisał w liście do Johna Stuarta Milla, iż demokrację uważa za użyteczną i nieuniknioną - ”zmierzam do niej odważnie, bez wahania, bez entuzjazmu i, mam nadzieję bez słabości”

piątek, 27 lutego 2015

Biały wieloryb Bronisława Zielińskiego



9 marca, minie 30 lat od śmieci Bronisława Zielińskiego. Jego nazwisko pojawiało się w wielu książkach, które przeczytałem, ale zawsze pozostawało w tle. Wszystko, dlatego, że poświecił się sztuce nie zawsze docenianej, bardzo często niezauważanej.

Tłumacz z reguły ukrywa się gdzieś w cieniu nazwiska, znanego i podziwianego autora. Tymczasem to dzięki jego pracy, wielu znanych i uznanych pisarzy „przemówiło do mnie w języku polskim”. O jego zasługach powinni przypominać dziś miłośnicy prozy Ernesta Hemingwaya, Johna Steinbecka i Trumana Capote'a, i wielu innych autorów. Jeżeli tego nie robią, tym gorzej dla miłośników.

To dzięki niemu, czytam dziś po polsku, nie tylko całego Hemingwaya, ale też "Ojca chrzestnego", czy „Z zimną krwią”. Dzięki niemu, wiemy jak daleko jest: „Stąd do wieczności”, co i od czego  oddziela tajemnicza „Cienka czerwona linia” i jak smakuję „Śniadanie u Tiffany’ego”.

No i wreszcie, to dzięki niemu w 1954 roku pojawił się w Polsce legendarny biały wieloryb.


Przypominam postać Bronisława Zielińskiego, ponieważ, gdyby nie jego talent i praca, być może bylibyśmy skazani na przedwojenne tłumaczenie „Bestii Morskiej” Pani Janiny Sujkowskiej. Skazani na przekład, który wygląda miejscami, jakby tłumacz zgubił słownik, a całość spisał w pośpiechu, na kolanie.  To tłumaczenie, w uroczy sposób nieporadne, pełne opisów „rozpinania i zmniejszania żagli”, „zarzucania kotwicy”. Co jakiś czas oficerowie wykrzykują tajemnicze komendy:
– „Sterować przed wiatrem”. Kiedy trzeba uciec malajskim piratom słychać - „Do żagli, Naprzód, Pełny chód ! Ścigają nas Malajczycy!”. Ze sterem wyczynia się tu różne rzeczy: „Do bras ! Ster do góry !” lub co gorsza „Wykręć ster ! Z dala od lądu ! Kurs naokoło świata !”.  Kariera kapitana Bildada wiodła od nędznie ubranego chłopca kabinowego, przez harpunnika do … „kierowcy łodzi”. :) A, co się tyczy Izmaela, to wyprawa na wieloryby była mu „bardzo na rękę”.

Powieść Melville’a w „Bestii Morskiej” jest niemiłosiernie okrojona. Zabrakło miejsca dla wielu ważnych rozdziałów i kluczowych cytatów. Nie wyobrażam sobie tej historii bez stwierdzenia:
Better sleep with a sober cannibal than a drunken Christian.
niestety w przekładzie Pani Janiny gdzieś zaginęło.

Mieliśmy dużo szczęścia, że Bronisław Zieliński zdecydował się poświecić prawie rok na  tłumaczenie Moby Dicka w całości. Kiedy czytam dziś MD, nie mogę uwierzyć, że Pan Bronisław, sam nigdy nie żeglował. Był zapalonym myśliwym, ale nie żeglarzem. Niedawno, dzięki uprzejmości Pana Tomasza Zielińskiego (syna tłumacza) odkryłem jednak, że musiał mieć duszę prawdziwego żeglarza. 

Pracując nad Moby Dickiem wykazał się wszystkimi cechami dobrego żeglarza. Widać tu odwagę, wytrwałość, nieustępliwość, fachową wiedzę i odpowiedzialność, za to, co się robi, tzn. pisze. W rodzinnym archiwum zachowały się szkice, notatki i rysunki, które pieczołowicie przygotowywał pracując na przekładem. Weźmy taki fragment:
„W swoim czasie widzieliście zapewne niejeden osobliwy okręt; staroświeckie lugry, zwaliste dżonki japońskie, galioty do kaczek podobne, i co tam jeszcze…”
Żeby dobrze zrozumieć, w czym rzecz i właściwie przetłumaczyć, poznał niemal wszystkie rodzaje i typy ożaglowania:


Kiedy w kolejnym zdaniu pojawia się opis Pequoda i czytam :
wierzcie mi na słowo, że nigdyście nie widzieli podobnie niezwykłego, starego okazu żaglowca, jak ten właśnie niezwykły, stary „Pequod”. Był on okrętem dawnej szkoły i to raczej niewielkim;    
wiem, że mogę zawierzyć tłumaczowi, który włożył tyle mrówczej pracy w poznanie szczegółów budowy XIX-wiecznych żaglowców. 



„W Polsce nie ma wielkich tradycji żeglarskich, a już na pewno nikt nie parał się u nas wielorybnictwem, tak wiec brak również odpowiedniego słownictwa - mówił - Do każdej nazwy, terminu – oczywistych dla Melville’a, zadomowionych w języku angielskim – musiałem dochodzić własną drogą. Było, to uciążliwe i trudne, ale pasjonujące.”
    
"Poznałem wszystkie niemal detale ożaglowania statku. Tak, że bez mała mógłbym być jego kapitanem".


Życiorys Bronisława Zielińskiego, to materiał na dobrą powieść lub film. Urodzony w 1914 roku, student prawa, ułan, absolwent Szkoły Podchorążych Kawalerii, żołnierz kampanii wrześniowej, uciekinier z sowieckiej niewoli, żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, aresztowany i skazany w pokazowym stalinowskim procesie, ale także przyjaciel Hemingwaya, jeden z nielicznych Polaków, którzy poznali go osobiście. 

Polecam wszystkim, bardzo ciekawą książkę Bartosza Marca „Na wzgórzach Idaho” opowieść o jego życiu i przyjaźni z Ernestem Hemingwayem . http://bartoszmarzec.pl/na-wzgorzach-idaho/ 


Zieliński tłumaczył na języki polski, wiele powieści marynistycznych zaliczanych dziś do klasyki gatunku; "Taipi", „Billy Budd”,- Hermana Melville’a, „Murzyn z załogi Narcyza”- Josepha Conrada, „Stary człowiek i morze”- Hemingwaya. Kilka pokoleń polskich żeglarzy i miłośników marynistyki, uczyło się morza czytając jego przekłady.

To nikt inny, a Bronisław Zieliński przełożył na polski niełatwą conradowską frazę (jedną z moich ulubionych) o ludziach morza i marynarzach z epoki wielkich żaglowców.

Byli niegdyś mocni, a mocni są Ci, co nie znają ani nadziei ani zwątpienia …

Kiedy poznacie bliżej, (do czego bardzo namawiam) życiorys człowieka, którego Hemingway nazywał „Magnetic Pole”; zobaczycie, dlaczego tak dobrze tłumaczył. Był taki sam, jak oni.