czwartek, 16 października 2014

Boczne ścieżki cz.II - Pluton kapitana Ahaba.



”Kiedy przychodzi do pisania, jakkolwiek by, ktoś był zdecydowany trzymać się głównej drogi, zawsze znajdą się jakieś boczne ścieżki mające powab, któremu nie łatwo się oprzeć”.                                            Helman Melville „Billy Budd
Odkryty na nowo w latach dwudziestych XX wieku Moby Dick miał coraz „lepszą prasę”, przeżywał swój „drugi renesans”. Krytycy i literaturoznawcy, odnajdywali w, nim cechy wielkiej powieści, proponowano różne interpretacje. O niektóre z nich spory trwają do dziś. Pojawiały się kolejne adaptację i nowe odczytania. Wielu twórców (z mniejszym lub większym powodzeniem), powoływało się na tę historię. Wykorzystywano różne wątki. Do tych pierwszych (większych niepowodzeń), zaliczam adaptację filmową z 2010 roku. Akcja dzieje się na pokładzie łodzi podwodnej o napędzie nuklearnym, a Moby Dick, to ogromnych rozmiarów mutant, który potrafi wypełzać na brzeg , a atomową łódź podwodną  potrafi przegryźć niczym większą marchewkę ;) 
                                                      brrrrrrrr straszne ;)

Do tych drugich – zdecydowanie udanych, zaliczam „Pluton” Olivera Stone’a.
Kiedy po raz kolejny (nie pytajcie,który) oglądam ten film - tym razem, patrząc z perspektywy załogi „Pequoda”- na pierwszy plan wysuwa się „szaleństwo Ahaba”
                                                             i „szaleństwo wojny”.


Oliver Stone połączył jedno z drugim i umieścił w samym środku wietnamskiej dżungli gdzieś przy granicy z Kambodżą. Dramat rozgrywa się pomiędzy postaciami: Izmaela, Ahaba i Eliasza.

                                            od lewej: Eliasz, Izmael, Ahab ;)

Pisząc scenariusz, dosłownie „wyrwał”całą trójkę z pokładu „Pequoda” i nabrzeży Nantucket, po czym zrzucił w sam środek partyzanckiej wojny, zamieniając harpuny na karabiny M16. Opowiedział własną, wojenną interpretację losów kapitana Ahaba i jego plutonu.
Potrzebował do tego tylko trzech postaci z Moby Dicka.

„Pluton”, to bardzo dobry film, jeden z lepszych filmów o wojnie, jakie znam. Mam też wrażenie, że mimo upływu lat, podobnie jak opowieść o białym wielorybie, nie starzeję się. Nadal jest aktualny. Albowiem, tak jak Moby Dick, nie opowiada tylko o polowaniu na kaszaloty. Tak samo jak „Pluton”, nie jest tylko opowieścią o wojnie w Wietnamie, także dzięki tej specyficznej interpretacji wątków i postaci z Melville’a. 

Zaczyna się klasycznie, od przedstawienia młodego Izmaela. Jest ochotnikiem w tej wojnie, na imię ma Chris. Wyłoni się z wnętrza wojskowego transportowca i wprowadzi nas do świata miraży, jakie wywołuje wojna.


Jak wielu ochotników, nie jest do końca pewny, dlaczego zaciągnął się do armii i wyruszył na odległą wojnę. Czy czuł, że jest to sposób na oddalenie ogarniającego splinu?  Czy ten chłopak z college’u, wychowany w amerykańskiej rodzinie klasy średniej szuka sensu życia, czy własnego przeznaczenia?.
Z pewnością trochę się buntuje. Z głową nabitą ideałami, które okażą się mirażem, z wojskowym plecakiem wypchanym książkami i kompletnie nieprzydatnymi „gratami”, porzuca znany mu świat. W chwilę później, w czasie pierwszego patrolu w dusznej dżungli ze zmęczenia, traci przytomność. Tak się zaczyna. 

Inaczej niż u Melville’a, Ahab pojawia się w "Plutonie" niemal na samym początku.


Nazywa się Barnes, jest sierżantem, naznaczonym koszmarną blizną o dziwnych kształtach. Jednak, podobnie jak u Melville’a nie od razu dowiemy się, dokąd poprowadzi go przeznaczenie. Podobieństw miedzy Barnes’em i Ahabem, jest więcej.  O żadnym z nich, nie można jednoznacznie powiedzieć, czy jest od początku do końca złym człowiekiem.
                                                         Obaj wierzą w swoją wojnę...
                                                                       walkę ...
                                                           konsekwentnie je realizują.
Obaj są przekonani, że nie da się skutecznie walczyć, jednocześnie chroniąc stale jedną ręką czułych miejsc. W scenariuszu Barnes mówi –

Want to fight their war with one hand tied round their balls.
 „Nie da się prowadzić tej wojny, trzymając się jedną ręką za jaja, żeby je chronić. I dalej – „A na procesy sądowe nie ma tu miejsca ani czasu.”

Natomiast kilka różnic miedzy nimi, powoduje, że opowieść Stone’a staje się jeszcze ciekawsza.
U Melville’a, to Ahab wciąga stopniowo swoich ludzi w szaleńczy pościg za wielorybem. Jednocześnie: dowodzi, mami ich, motywuje i manipuluje nimi. Zaryzykuję twierdzenie, że w filmie Stone’a, Barnes został przez swoją „załogę” - wybrany do odegrania roli Ahaba. Kiedy tuż przed pacyfikacją wioski Chris/Narrator opowiada, co, wtedy czuli jest to niemal wołanie o kogoś takiego. Brzmi jak modlitwa.

Barnes was at the eye of our rage-and through him, our Captain Ahab - we
would set things right again.  That day we loved him
”Tego dnia postrzegaliśmy Barnes’a jako naszego kapitana, Ahaba, byliśmy pewni, że dzięki niemu wszystko wróci do normy. Byliśmy, nim zauroczeni”

My cywile nie wiemy, czym dla żołnierzy walczących w takiej wojnie, miał być „powrót do normy”. Dobre pytanie do weteranów i żołnierzy z wojennym doświadczeniem. Tylko, czy oni mają czas i ochotę, żeby czytać Moby Dicka? Może obejrzeli „Pluton”?- Jeśli uznali go za dobry film. Lepszy od „Misji Afganistan”

Być może, w pewnych momentach wojny, ktoś taki jest potrzebny?
Jak w tym momencie, gdy żołnierze plutonu Ahaba, natknęli się na okaleczone ciało kolegi z oddziału. Zabitego, przez „niewidzialnego wroga”, którego ścigają niczym białego wieloryba przemierzając dżunglę, ale nie mogą go dogonić ani schwytać. Ciało szeregowca Washingtona zostało wystawione na ich drodze jak krwawy znak ostrzegawczy, symbol tego, co ich czeka. Oni wszakże nie przestraszyli się, nie zawrócili, lecz zapragnęli zemsty. Pluton potrzebował przywódcy, na tyle szalonego, by dzięki niemu mogli zobaczyć śmierć kogokolwiek, kogo można uznać za winnego. Potrzebowali własnego Ahaba.

Eliasz, to trzecia ważna postać. Kiedy pojawia się na ekranie po raz pierwszy moje skojarzenie było jednoznaczne.

Chrystus ukrzyżowany na karabinie maszynowym, który sierżant Elias niesie w czasie pierwszego patrolu.
Prorok, czy odkupiciel?

Kiedy pojawia się, aby zapobiec wiszącej w powietrzu zbrodni wojennej, wymordowaniu całej wioski, wraz z, nim pojawia się ulga i przekonanie, że teraz wszystko będzie dobrze. Tu jest miejsce na nieco inne zastosowanie określenia „He would set things right again”. Elias, podobnie jak Barnes, też ma tę moc sprawczą.

Stone, inaczej niż Melville przedstawił i pokazał Eliasza. Chciałoby się powiedzieć:, że jego sierżant Elias, to jest „prorok walczący”.


Rzuca swoje proroctwo w twarz Ahaba, w tym samym momencie rzuca się na niego rozpoczynając bezpardonową walkę. W sekundę po tym jak wypowiada proroctwo chce wprowadzić je w czyn. Gotów jest zginąć, żeby przerwać tę planowaną zemstę, zatrzymać Barnes’a, gdy ten staje się wcieleniem zła, żądzy zemsty, bestią potrafiąca w imię zemsty jedynie zabijać. Barnes ma, wtedy w sobie cechy Ahaba i samego Moby Dicka - dzika nieokiełznana natura. 

Elias chce powstrzymać Barnes’a, ale nie wydaje mi się, żeby był zdolny zabić go, za to, tylko że jest Ahabem. Zbyt często usprawiedliwiamy coś, w czym sami bierzemy udział.

Melville pisał o tym tak: 

Gdybym był prawdziwie szczery wobec samego siebie, dostrzegłbym z całą jasnością, iż w głębi serca niezbyt mnie zachwycała myśl, że w taki sposób zobowiązałem się do, podobnie długiej podróży, nie rzuciwszy ani razu okiem na człowieka, który miał być jej absolutnym dyktatorem,(..). Ale zdarza się czasem, że, kiedy człowiek podejrzewa coś niedobrego, to, skoro już się zaplątał w daną sprawę, bezwiednie usiłuje ukryć swe podejrzenia nawet przed samym sobą. Coś bardzo podobnego stało się i ze mną. Nic nie mówiłem i próbowałem o niczym nie myśleć.

 W rozmowie z Chrisem pod rozgwieżdżonym wietnamskim niebem, Elias mówi – „Barnes wierzy w to, co robi”. I te słowa, brzmią dla mnie jak rozgrzeszenie, może nawet jak obrona Ahaba.  Chce go powstrzymać, ale nie potępia go za to, za co wszyscy kochali go tego dnia, przekonani, że dzięki niemu wszystko się jakoś ułoży. Elias rozumie go, w pewnym sensie usprawiedliwia. W końcu Barnes wierzy w to, co robi, a to zawsze jakaś forma wiary, którą Elias jak sam przyznał, już utracił. 
Czy Elias, jako jedyny ocalił w sobie coś ludzkiego, co każe mu przeciwstawić się temu, czego wszyscy od Ahaba oczekiwali?

Boczna ścieżka prowadzi pluton kapitana Ahaba dalej. Do natępnego wpisu na blogu, ale muszę ostrzec, że znajdą się tam też dwa "spoilery". Jeden filmowy jeden książkowy. Palenie albo zdrowie, wybór należy do Ciebie Czytelniku ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz