Od
daty pierwszego wydania Moby Dicka musiało minąć prawie 80 lat, żeby powieść
została zaliczona do „udanych”. W tym czasie sprzedało się, zaledwie trzy
tysiące egzemplarzy. Dla porównania debiutanckie powieści Melville’a „Omoo” i
„Taipi” sprzedawały się w nakładach pięć i sześć tysięcy sztuk. Nawet, jeżeli
określali jej styl mianem „Mad, rather than bad” krytycy i czytelnicy w końcu w
nią uwierzyli przekonali się o jej uniwersalnej wartości.
Trwało,to tyle czasu,ponieważ, książka zdecydowanie wyprzedzała
swoje czasy. Wcześniej nikt tak nie próbował pisać. Na dobrą sprawę nie wiadomo
było jak traktować te 132 rozdziały. Nie mieściły się w żadnej konkretnej kategorii. Dlatego łatwiej było stwierdzić, że jest
nieudana, trudna lub szalona niż próbować ją poznać i zrozumieć. Niektórzy, z tym
niesłusznym przekonaniem pozostali do dziś.
Ponowne zainteresowanie Moby Dickiem w latach 20-tych
profesor Paweł Jędrzejko, w swoich „Notatkach na marginesie Moby-Dicka” powiązał z potężnym szokiem i
traumą, jaką była I wojna światowa.
Pierwsza krwawa, wojna totalna. Wojna trwająca latami, z
użyciem (na niespotykaną wcześniej skalę), nowych technologii. Owoców „postępu”,
rozwoju ludzkiej cywilizacji i nauki. Masowe użycie karabinów maszynowych,
bombardowania z powierza, użycie iperytu, pierwsze czołgi, przyczyniły się do śmierci
milionów młodych żołnierzy. W pełnych błota i szczurów okopach, które przechodziły
z rąk do rąk, nie zmieniając w żaden sposób układu sił na froncie coś się
załamało . Tragiczne wydarzenie, zakończyło romantyczny zachwyt nad epoką „odkryć
i wynalazków”, tradycyjnych niezmiennych podziałów. Jednocześnie, nadało nowy
sens i znaczenie wielu uznanym, wartościom i definicjom. Po tym wszystkim, co pokazała
ta wojna, - czym tak naprawdę okazuje się rozwój, postęp, cywilizacja? Kim jest
człowiek i dokąd zmierza, co jest jego przeznaczeniem? To właśnie ten „nowy język” i na nowo
określone pojęcia, spowodowały, jak pisze Paweł, nowy początek dla Moby Dicka
Wydaje się zrozumiałe, że dopiero wówczas, kiedy świat Zachodu obrócił się w złomowisko znaczeń w wyniki I wojny światowej, a przedwojenny język wyczerpał się tak dalece, że trudno było bezkrytycznie uwierzyć, iż pod jego kategoriami mogą się kryć jakiekolwiek godne zaufania wartości (nie) porządek Melville’owskiego Moby-Dicka, (…) objawił się, jako ten w świetle, którego można było znowu zacząć świat porządkować. Operował on językiem, którego po wojnie nie sposób było uznać za „szalony”.(…) W świecie szalonym, język szalony okazał się odpowiadać normom umożliwiającym ogarnięcie tego świata”
Paweł Jędrzejko:„I tylkom ja sam uszedł, abym ci oznajmił „(Notatki na marginesie Moby-Dicka)
W ponownym odkryciu, Moby Dicka, swoje zasługi miał
również Hollywood, z jego przyciągającą widzów machiną promocyjną oraz światem wielkich
gwiazd filmowych. W latach dwudziestych zrealizowano dwa filmy oparte na historii
opisanej przez Melville’a. Pierwszy, w 1926 roku, był jeszcze filmem niemym, drugi
trzy lata później nakręcono już w wersji dźwiękowej. W obu rolę kapitana Ahaba zagrał,
jeden z najbardziej znanych, w tamtym czasie aktorów, gwiazdor amerykańskiego kina John Barrymore.
Dziś powiedzielibyśmy: nie tylko znany i podziwiany aktor,
ale i „celebryta”. Elementem jego sławy, były nie tylko role, które zagrał, ale
szalone, pełne skandali, życie, które prowadził. Dzięki jego popularności wielu
zwykłych ludzi, w niemym kinie po raz pierwszy dowiedziało się o Moby Dicku. Niestety,
w typowy dla siebie sposób machina filmowa z przedmieść Los Angeles „przemieliła”
i kompletnie „zmasakrowała” fabułę, postacie i wątki z powieści Melville’a.
Zarówno podtytuł „Bestia morska”, jak i cały film
dopasowane były do znanego do dziś hollywoodzkiego schematu. Obowiązkowy wątek miłosny, (w strojach z epoki )
przeciwności
losu, z którymi bohater („bigger then life”) walczy i wychodzi z nich zwycięsko. I wreszcie, co, by się nie działo; happy
end wieńczy dzieło. W tej adaptacji, Ahab pokonał wieloryba i wszystkie inne
przeszkody na swej drodze. Wraca szczęśliwie do kochającej kobiety. Mimo, że w
walce stracił nogę, żyli długo i szczęśliwie.
Ściemnienie - napisy końcowe. :)
Przy
okazji premiery filmów, tak jak dzieje się to współcześnie, kilku wydawców
wznowiło powieści Melville’a z tzw. okładką filmową ze zdjęciem i nazwiskiem uwielbianego
Johna Barymorre’a. Taki trick promocyjny.
To z pewnością pomogło w promocji książki i w jej
sprzedaży. Jakie, jednak musiało być zdziwienie czytelników, kiedy czytając, zorientowali
się, że to zupełnie inna opowieść?. Tak czy inaczej, zaczęto o powieści, co raz częściej mówić
i pisać. Krok po kroku, Moby Dick stawał tym, czym jest dziś.
Ale, zanim Moby Dick stał się lekturą zaliczaną do kanonu
literatury amerykańskiej i światowej, nawet tłumacze pozwalali sobie na dowolne skróty oraz ciecia
w tekście. Tak było w przypadku polskiego przekładu z lat trzydziestych autorstwa Janiny
Sujkowskiej. Epickie dzieło zredukowane zostało do 260 stron. Opowiada jedynie
skróconą historię pościgu załogi „Pequoda” za wielorybem. Do tej wersji jeszcze
wrócę, głównie ze względu na „uroczo nieporadne” ;) tłumaczenie „różnych rzeczy
morskich”. Dwa przykłady:„Chcę
jechać tym okrętem Panie, kiedy rozpinacie żagle?” Albo „epickie” (jak mawia młodzież) i cokolwiek kulinarne moim zdaniem ;)
„zarzućcie kotwicę na ostatnim wierszu pierwszego rozdziału Jonasza – I nagotował Pan rybę wielką, żeby połknęła Jonasza”.
Na koniec
– fragment tłumaczenia tekstu popularnej pieśni wielorybniczej ;)
Hej, chłopcy, dobra nasza,Nas wieloryb nie przestrasza!Niech z waszych rąk harpunyRażą go jak pioruny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz