niedziela, 18 maja 2014

Ahab w środku hali produkcyjnej… czyli wielorybnicza metafora biznesu



Kolejną wersję historii Izmaela i załogi „Pequoda” nieoczekiwanie odkryłem w samym środku intensywnego dnia pracy. Widzę utykającego na prawą nogę mojego Szefa i współwłaściciela firmy, idzie w moim kierunku. Według kalendarza Majów, mamy rok końca świata 2012. 

Zaczyna się jesień. Stoję po środku hali produkcyjnej. Szef idzie w moją stronę, maszyny hałasują na całego, produkcja pracuje. Obaj jeszcze się uśmiechamy. Zdobywać zlecenia jest teraz trudniej, ale ciągle jeszcze są. Mamy swoje atuty, nowe pomysły i technologie. Po wielu latach wątpliwości Peleg i Bildad zdecydowali się wreszcie coś zmienić, czyli… mówiąc językiem Melville’a „wyciągnąć burtony i otworzyć ładowanie”. 

Na pokładzie „Pequoda”, dla ludzi oznaczało, to mnóstwo pracy i zaangażowania. W praktyce, żeby dokonać niezbędnych napraw konieczne jest „rozmontowanie części statku” Tak samo było w firmie. 


- Kapitanie, to ja. Olej w ładowni przecieka. Musimy wciągnąć burtony i otworzyć ładownię.
- Wciągnąć burtony i otworzyć ładownię? Teraz, kiedy dopływamy do Japonii? Stać tu przez tydzień, żeby łatać kupę starych beczek?
- Albo, to uczynimy albo w ciągu jednego dnia zmarnuje się więcej oleju, niż go potrafimy przez rok uzupełnić. Warto ratować, to, po co się płynie dwadzieścia tysięcy mil, kapitanie.

W powieści, to Ahab (nie bez oporów), zdecydował się w końcu otworzyć ładownie.




Wspierając się na muszkiecie niby na lasce, począł z ołowianą chmurą na czole przechadzać się tam i z powrotem po małej kajucie; wprędce, jednak wygładziły się gęste zmarszczki i Ahab, odstawiwszy broń na stojak, wyszedł na pokład.

— Z ciebie za dobry chłop, Starbuck — powiedział cicho do oficera, po czym podniósłszy głos zawołał do marynarzy: — Zwijać bramżagle! Refować marsie na foku i bezanie! Przebrasować grotreję, burtony w górę i otwierać główną ładownię!

Rozkazy jego wykonano i burtony zostały wciągnięte na górę.
   
W firmie decyzję podjęli Peleg i Bildad. Olej wyciekał już od jakiegoś czasu, a decyzję podjęliśmy z dużym opóźnieniem.     

Czeka nas tyle pracy, że wzywamy na pomoc dodatkową załogę harpunników z konsultingowego centrum w „Nowym Bedfordzie Odrzańskim”. Nie szukajcie tej miejscowości; 
 Nie znajduje się ona na żadnej mapie; prawdziwie zacne miejscowości nigdy nie są,bowiem na nich umieszczane.  

Po sprawdzeniu okazało się, że beczki ostatnio ustawione w ładowni są całkowicie nietknięte i że dziura musi znajdować się gdzieś dalej.  
 …dostawano się coraz głębiej i głębiej do ładowni zakłócając sen olbrzymich antałów ze spodniej warstwy i spośród owej czarnej nocy wysyłano te gigantyczne krety na górę, na światło dzienne.

Tak głęboko się dobrano, a dolne stągwie wyglądały tak sędziwie, tak były przez czas nadżarte i omszałe, że niemal rozglądaliśmy się, czy tu, gdzie nie stoi jakaś zapleśniała beczka — kamień węgielny — zawierająca monety należące do kapitana Noego lub, czy nie wiszą plakaty daremnie przestrzegające przed potopem obłąkany, stary świat.

Warstwę za warstwą wody do picia, chleba, wołowiny, wiązki klepek beczkowych, żelazne pęki obręczy windowano na górę, aż wreszcie trudno się było poruszać po zawalonych pokładach, pod stopą zaś próżny kadłub rozbrzmiewał echem, jak gdybyś po pustych stąpał katakumbach; statek zataczał się i kołysał na morzu niczym butla wypełniona powietrzem.
Szczęściem nie nawiedziły nas, wtedy tajfuny.



To jeden z ciekawszych opisów reengineeringu opowiedziany za pomocą wielorybniczej metafory.  
Gruntowne przekształcenie procesów przedsiębiorstwa, które ma na celu poprawę jego funkcjonowania ;)

W przeciwieństwie do „Pequoda”, firma nie miała tyle szczęścia. Burtony podniesione, ładownie otwarte, pokłady zastawione beczkami, wszędzie rozgardiasz, załoga nie bardzo wie, gdzie ręce włożyć. Takie projekty, to zawsze operacja na żywym organizmie.

Tajfun nie musiał nas nawiedzać. Rynek, klienci i konkurenci, dostawcy i kryzys; tak samo, jak nasze wewnętrzne ograniczenia, błędy i „wąskie gardła”, szarpią nami na boki jak północny sztorm. Ale trzymamy się, zaciskamy zęby i walczymy. Wiemy, że naprawy są konieczne. Najtrudniejsze jest to  pościgu nie można przerwać nawet na czas napraw. Wierzymy, że udane łowy są w zasięgu naszych możliwości.

Nie zaglądałem do mojego egzemplarza Moby Dicka od kilku lat, ale, kiedy stoję miedzy huczącymi maszynami, w środku hali, to porównanie wydaje się trafione w dziesiątkę.

- On jest jak Ahab, przypomina go na tak wiele sposobów. My wszyscy, jakby nie patrzeć, to załoga „Pequoda”.  A wieloryb, którego ścigamy?  Biały duch wolnego rynku? Osiemdziesięciotonowy symbol, za, którym wszyscy gonimy codziennie i nie tylko w pracy.   
W takim razie, kim ja jestem?  Starbuckiem, może Izmaelem?

Podchodzę i podaję Szefowi rękę. Witamy się, omawiamy reklamację, którą wysłałem właśnie do dostawcy kartonu, a ja koduje w pamięci te wielorybniczą metaforę - wiem, że do niej na pewno wrócę.

Czy ktoś mógł podejrzewać tamtej jesieni, że już wiosną w tak dramatyczny sposób rozstanę się z firmą, że ścigany od tylu lat kaszalot nieoczekiwanie zawróci i zaatakuje?


Cdn.… 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz